„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

11

Siedziała na łóżku, wpatrując się w jego przystojną twarz. Uśmiechał się do niej. Robił to często, owszem, ale w tym przypadku jego uśmiech wydawał się pozbawiony złośliwości, może nawet przyjazny. „Czego chcesz, podstępna kreaturo?” Odpowiedzią był jego śmiech. Oparł się naznaczonymi bliznami dłońmi o kolana i nachylił do przodu, przekrzywiając nieco głowę. Ciemne włosy opadły mu na czoło i oczy. Wyglądał jeszcze bardziej groteskowo niż wcześniej.
- Znowu zadajesz to pytanie. Powtarzasz się, moja droga.
Przemilczała jego uwagę, skupiając się na kamerze tkwiącej pod sufitem. Najdziwniejsze w tym wszystkim nie było to, że nikt nie wyjaśnił jej sytuacji w jakiej się znalazła, ani nawet obecność samego demona, lecz to, że Olga powoli przyzwyczajała się do swojego nowego położenia. Może nawet czuła się w nim komfortowo, dobrze. Chociaż tkwiła w sieci pytań, które strasznie ją gryzły, to akceptowała to, czuła się tutaj normalnie. „Normalnie? Wszystko to jest nienormalne. Demony. Ta sala. Ja”. Przez chwilę coś w jej myślach usilnie kazało jej się zastanowić, chciało zwrócić na siebie jej uwagę, ale zanim zdążyła to zrobić, usłyszała głos Dantego.
- Zastanawiasz się, czemu nikt nie przyszedł. – Nie było to pytanie. Spojrzała na niego, a właściwie jego profil. On również przyglądał się kamerze. – Cóż, może ktoś przyjdzie. A może nie.
- Jak to? – Niezrozumiała go. Przecież ktoś musi przyjść. Kroplówka, opatrunek, jedzenie – ktoś musi się tym wszystkim zajmować. I dlaczego nie jest w ogóle głodna? Dlaczego ma pusty pęcherz? Dlaczego nie śmierdzi potem i brudem? Dlaczego?
Demon skierował swoje zgniłozielone oczy na nią.
- Musisz sobie przypomnieć coś, o czym zapomniałaś.
To tylko rozgniewało Olgę. Po raz pierwszy, od kiedy znalazła się w tym pomieszczeniu wraz z tym przeklętym demonem, nie umiała zapanować nad wzbierającym w niej gorzkim gniewem.
- Przestań to powtarzać! – krzyknęła, zaciskając palce na materiale kołdry. Dante otworzył szerzej oczy, jakby nie spodziewając się takiej rekacji z jej strony. – Wiem, doskonale o tym wiem! Kurwa, jakie to wszystko popierdolone! To miejsce, ty, życie i ta pieprzona kamera! Wszystko! Tak bardzo chciałabym z tym skończyć, mieć święty spokój! Rozumiesz? Rozumiesz to cholerny skurwysynu? Spokój. Chcę spokoju... – jej ochrypły krzyk przerodził się w płacz. Ciepłe łzy spłynęły po jej policzkach, a usta zaczęły drżeć. Cała się trzęsła, ściskając w spoconych dłoniach kołdrę, zaciskając ją w palcach aż do bólu. Demon patrzył na nią w ciszy, jakby czekając aż się uspokoi. „Nie, nie uspokoję się. Nie teraz. Jestem żałosna. Jestem beznadziejna. Jestem po prostu słaba”. Osunęła się w łóżku, opierając głowę o poduszkę i mocząc ją łzami. Przymknęła oczy i skuliła się pod kołdrą, którą wypuściła w końcu z palców. Nie chciała na niego patrzeć. Na niego, na tą przekletą salę, kamerę i drzwi, które się nie otwierały. Miała już dosyć. Całe jej życie było pasmem szarości. Nudne, bezproduktywne, suche i żałosne. Ona sama stanowiła tylko mdły dodatek, niczym żywy trup chodzący między ludźmi. Chciała od tego odejść, wyrwać się z tego. Nie udało jej się. „Następnym razem zabiję się skuteczniej” pomyślała, zagłębiając się w czerń i nie przejmując się łzami i mokrym nosem. Dlaczego to wszystko ją spotkało? Dlaczego nikogo przy niej nie ma? Dlaczego to wszystko takie pogmatwane i trudne?
- Poznasz odpowiedzi. – Przez barierę ciemności i jej zakłóconego łkaniem oddechu, przebił się bezbarwny głos Dantego. – Poznasz je, kiedy tylko sobie przypomnisz. Wątpię jednak, żeby one ciebie usatysfakcjonowały. Mimo wszystko, musisz sobie przypomnieć, moja pani. Po prostu musisz.
Nie spojrzała na niego. Wciąż leżała na łóżku skulona, nakryta kołdrą i pozornie bezpieczna. Czuła się jak mała dziewczynka, bezradna i zagubiona. Jedyne co mogła zrobić to schować się. Schować w sobie, gdzies głęboko. Zamknąć oczy i usnąć, w poczuciu bezpieczeństwa i ciepła. Uparcie milczała i ignorowała demona. „Wciąż tam jest?” pytała samą siebie, gubiąc się już w czasie. Minęły może minuty, albo godziny. Możliwe, że cały dzień. Nieważne. Nawet jeżeli wciąż siedział na tamtym łóżku to był cicho i nie przerywał jej tej złudnej chwili spokoju i beztroski. Jedynym dźwiękiem było brzęczenie aparatury. Nawet jej łkanie ustało. Łzy schły na policzkach i mokrej już poduszce. Po jakimś czasie usnęła.

Obudził ją straszliwy chłód.
Odruchowo spróbowała naciągnąć na siebie kołdrę, jednak nie mogła jej znaleźć. Jej palce natrafiały tylko na piżamę i prześcieradło. Skuliła się jeszcze bardziej, wciąż próbując wrócić do krainy snu. Dopiero po chwili wszystko uderzyło w nią ze zdwojoną mocą. Okropnie obolałe ciało, osłabienie, czyjaś dłoń chwytająca ją za ramię i głosy, tak nieprzyjemnie głośne i gwałtowne. Szybko otworzyła oczy, wyrywając się osobie, która próbowała złapać ją za rękę.
„Co się dzieje?” przemknęło jej tylko przez myśl.
Pomieszczenie było niezwykle jasne, nieprzyjemnie jasne i w dodatku zimne. Na jej przedramionach pojawiła się gęsia skórka. Dopiero gdy bodźce zewnętrzne do niej dotarły, obraz jaki widziała nie był już zamglony i rozedrgany, a ból osłabł, ujrzała ich.
Kobieta, której dotyk czuła, wciąż wyciągała rękę w jej stronę, jakby nie dowierzając w to, co się dzieje. Miała miłą twarz, pooraną zmarszczkami. Pojedyncze, jasne kosmyki opadały na jej czoło, reszta włosów spięta była z tyłu głowy. Blękitne oczy przyglądały jej się z niepokojem, a usta zamarły w połowie słowa, lekko uchylone.
- Obudziła się – błyskotliwie stwierdziła kobieta, cofając rękę. Obok niej pojawił się mężczyzna, dużo młodszy, o ciemnych włosach i tego samego koloru oczach, który trzymał w dłoniach kołdrę. Wzrok miał zacięty i opanowany. Olga przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Było jej zimno, niedobrze i całe jej ciało krzyczało z bólu. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wykrztusić słowa, jakby w gardle miała gulę. „Jak długo spałam?” myślała zdezorientowana, rzucając pytające spojrzenia intruzom.
- Spokojnie – przemówił do niej mężczyzna, odwzajemniając jej spojrzenie i odkładając powoli kołdrę na jej łóżko. Dopiero teraz zobaczyła, że obydwoje mają białe stroje, rękawiczki i plakietki z imionami, których nie mogła rozczytać. Objęła swoje drżące ramiona i podciągnęła kolana, czując przenikający jej ciało chłód. Zasyczała z bólu, gdy zbyt mocno ucisnęła obandażowane nadgarstki. Z jej żył sterczały wenflony.
- Trzeba kogoś zawołać – szepnęła kobieta do swojego towarzysza, jakby Olgi w ogóle tutaj nie było. W jej głosie słychać było strach. „Przed czym?”.
- Zaraz – odpowiedział mężczyzna, jednak pielęgniarce się to nie spodobało.
- Trzeba to zrobić natychmiast.
- To idź – odburknął. – Ja jej przypilnuję. – Po czym ostrożnie cofnął się i przysunął krzesło do jej szpitalnego łóżka i usiadł na nim, wciąż nie spuszczając z niej wzroku, jakby mogła lada moment go zaatakować.
- Jak chcesz – rzuciła kobieta, obdarzając Olgę wystraszonym spojrzeniem. Szybko odwróciła się i ruszyła ku uchylonym drzwiom. „Pierwszy raz widzę je otwarte” pomyślała dziewczyna, odprowadzając ją wzrokiem. „Bała się mnie” zdała sobie nagle ze zdziwieniem sprawę. „Ale to bez sensu. Przecież nic bym jej nie zrobiła. Bała się, że mogę znowu spróbować siebie skrzywdzić? Nawet mnie nie zna. Czemu zależy jej na moim bezpieczeństwie? Byłaby odpowiedzialna za moją śmierć, owszem, ale nie zrobiłabym tego. Nie dałabym rady im obu...”
- Olgo. – Z rozmyślań wyrwał ją głos pielęgniarza. Z jego twarzy wyczytać można było opanowanie i spokój, ale w oczach czaiła się niepewność i lęk. „Czy oni powariowali? Jestem tylko dzieckiem! Czemu patrzą na mnie ze strachem?”. Ciemnowłosy mężczyzna uśmiechnął się słabo, jakby chcąc dodać jej otuchy. „Daj mi kołdrę, a nie uśmiechasz się jak debil” pomyślała, drżąc.
- Jestem Sławek. Razem z Darią opiekujemy się tobą – mówił. „Tego się domyśliłam” pomyślała z przekąsem, przyglądając się jego twarzy. Mógł mieć z dwadzieścia kilka lat. Nie był tak przystojny jak postać, w jaką wcielił się Dante, ale, no cóż, do brzydkich też nie należał. Miał lekko orli nos, duże oczy, ciemne gęste brwi i szczupłą, podłużną twarz o ostrych rysach. Poczuła się nagle nieswojo. Mocniej objęła ramiona.
- Nie musisz się nas bać – kontynuował. „Kto się tutaj kogo boi?” pomyślała. Nie mogła już dłużej znieść tego chłodu. Nachyliła się i spróbowała złapać kołdrę. W tym momencie Sławek wstał szybko z krzesła, które w rezultacie przewróciło się, i odskoczył do tyłu, jak najdalej od łóżka. Na jego twarzy widać było strach, który zastąpił opanowanie. Olga z niepokojem zauważyła, że mężczyzna zaciska dłoń na czymś przymocowanym do paska spodni, co wyglądało na paralizator. Bał się jej. Z jakiegoś powodu się jej bał. I był przygotowany na atak. „Jaki, kurwa, atak?” myślała, niedowierzając. „Nie powinien się mnie bać. Nic mu przecież nie zrobię”, jednak gdzieś w głębi duszy podobał jej się ten strach w jego oczach. Strach przed nią.
Wymownie spojrzała na kołdrę, której krawędź trzymała już w palcach. Mężczyzna powędrował wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Zimno – wychrypiała Olga. Mówienie sprawiało jej ból. Usta były jakby odrętwiałe i obce, a słowa tworzone w jej umyśle nieporadnie z nich wychodziły, jakby zapomniała sztuki mówienia. – Jest mi zimno. Przepraszam.
Pociągnęła kołdrę w swoją stronę i okryła się nią. Ręka mężczyzny odsunęła się od paralizatora. Sławek uśmiechnął się słabo, starając się zakryć speszenie. Było mu pewnie głupio, że dał się tak łatwo porwać strachowi. Podniósł krzesło i oparł się o nie dłońmi, już na nim nie siadając. Nie powiedział ani słowa, starając się jak najrzadziej na nią patrzeć, co chwila jednak upewniał się, czy nie zmieniła swojej pozycji. „Musisz sobie przypomnieć” – przemknęły jej przez myśl słowa Dantego. „Tak, muszę sobie przypomnieć... Tylko co?” Spojrzała na wystraszoną twarz Sławka, który spoglądał z niecierpliwością na uchylone drzwi. Obydwoje czekali w milczeniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz