„Utrata pamięci nie zawsze jest jak kula u nogi; czasami - a może nawet całkiem często - jest deską ratunku.”
– Stephen King

środa, 8 sierpnia 2012

4


Myśli, które przed kilkoma godzinami nie dawały jej spokoju, teraz kompletnie ucichły, a w jej głowie szemrała cisza. Przyjęła to ze spokojem, może nawet radością, o ile miałaby jeszcze siłę wykrzesać z siebie jakieś jej strzępki. Mogła przynajmniej bez problemu oddać się nicnierobieniu, które upodobała sobie jako rozrywkę. Siedząc na obrotowym krześle i przygryzając dolną wargę wsłuchiwała się w muzykę. Nie rozumiała tekstu, był po angielsku. Czasem może wyłapała jakieś jedno słowo, które coś jej mówiło. Zresztą, gdyby poznała tekst, piosenka pewnie straciłaby na swojej atrakcyjności. A tak mogła sama go układać w swojej wyobraźni. O czym śpiewa wokalista? Nie, nie o nieszczęśliwej miłości, jak podałoby pewnie tłumaczenie. On śpiewa o braku akceptacji. O samotności z własnej winy. O wyimaginowanym bólu, który staje się nałogiem. Tak, właśnie o tym jest ta piosenka.
Olga nawet nie zauważyła kiedy muzyka ucichła. Nie pofatygowała się nawet żeby odtworzyć ją po raz kolejny i ponownie poddać się jej ostrej melodii i szorstkiemu głosowi.Wpatrywała się beznamiętnie w grzbiety książek.
Komórka podskoczyła na blacie.
Dziewczyna przeniosła na nią wzrok. Gdyby ktoś przyglądał jej się w tym momencie, pewnie zauważyłby szare ślady nadziei malujące się na jej twarzy, które szybko zniknęły wraz z odczytaniem treści SMSa. „No tak, wygrałam kolejny samochód” pomyślała obojętnie. Zaoszczędziła sobie rozczarowania, jednak nigdy nie umiała pozbyć się tej przeklętej nadziei, że jednak coś się zmieni.

Internet pożerał jej czas, a co za tym idzie, życie. Bezsensowne przeglądanie stron, czytanie dennych treści i oglądanie równie pustych obrazków wstawianych przez filozofów XXI wieku, którzy gówno o życiu wiedzą. „Sama nie wiesz o nim więcej, skarbie”. Tak, nic nie wiedziała o życiu. Różnica polegała na tym, że nie próbowała się wymądrzać. Swoje zdanie i spostrzeżenia trzymała dla siebie, pozwalając im spokojnie gnić w zakamarkach umysłu.
Jak zwykle musiała się skatować czytając posty znajomych. Olga była dziewczyną nadzwyczajną. Na czym polegała jej niezwykłość? Otóż umiała znaleźć powód do cierpienia tam, gdzie inni go nie odnajdowali. Zalewając się łzami, gryząc do krwi wysuszone wargi i co chwila, na zmianę z przekleństwami, pytając „czemu to nie jestem ja?”, czytała dalej. Cierpienie może przybrać różne formy. Jej było zwyczajne, ale przez to ogromnie bolesne. Ktoś mądry mógłby powiedzieć: ,,dziewczyno, zamiast zazdrościć innym rusz tyłek i zmień swoje życie!'' jednak mądrych ludzi wokół niej nie było, albo po prostu się nie ujawniali. I tak tkwiła w tym swoim codziennym rytuale, ubliżając swojej mazgajowatości i beznadziejności. Przy okazji oberwało się też innym. Osobom ze zdjęcia, znajomym, tym co napisali komentarze... Wszyscy oni byli pustymi, zżartymi przez komercję, naiwnymi, nieoryginalnymi, pozbawionymi gustu i własnego zdania, bezużytecznymi dupkami, lansującymi się na osoby dojrzałe, do których dzieliła ich ogromna przepaść. Nie wiedziała ile jest w tym prawdy, ale miała to gdzieś. Teraz liczyło się ich życie, którego ona ogromnie im zazdrościła. Ile razy mówiła, że jest ono puste i głupie? Bardzo często. Mimo to chciała żyć tak jak oni... Być taka jak oni.
Los z niej zadrwił. Ona miała być odludkiem, osobą inną, nudniejszą, niepewną siebie. „Czemu akurat ja?” pytała, ale nikt nie odpowiadał, nie słyszał. Jaka mogła być odpowiedź? Wiedziała doskonale – „Bo tak”. I koniec tematu.

Po szarym popołudniu przyszedł ciemny wieczór, a wraz z nim ten beznadziejny nastrój chwiejący się na pograniczu smutku i obojętności. Gdyby ktoś potrzebował żywego trupa do jakiegoś filmu to śmiało, Olga jest do dyspozycji.
Snuła się po domu bez większego celu. Mama na nocce. Została sama. Miała zupełnie wolne mieszkanie.Inni pewnie urządziliby nieziemską imprezę, ale nie ona. Mogłaby spróbować, oczywiście, może nawet by ktoś przyszedł? Przyniósł wódkę? Mogłoby być fajnie, wesoło, może by ją polubili, może by jej się to spodobało, może... Nie. Takiego życia chciała, owszem, ale wydawało jej się zbyt nieosiągalne. Zmiany były trudne. Łatwiej zostać przy tym, jak jest i dalej narzekać. To jej pasowało.

W telewizji leciał jakiś głupi film. Siedziała zdecydowanie zbyt blisko ekranu. Czuła promieniujący ból w plecach, ale to jej nie przeszkadzało. Starała się wejść w fabułę, zainteresować się nią, zrozumieć bohaterów, jednak nie umiała się na tym skupić. W jej głowie znowu zrobiło się tłoczno od myśli. Migające obrazy rzucały na jej wyróżniającą się w mroku pokoju, bladą twarz słabą poświatę. Suche oczy wpatrywały się nieruchomo w ekran. Film mało ją interesował. Wszystko mało ją interesowało. Oprócz życia, którego zazdrościła innym.
Leżąc już pod kołdrą,wśród obejmujących ją ciemności, wsłuchiwała się w ciszę, przerywaną od czasu do czasu buczeniem lodówki. Miała zamknięte oczy, jednak jeszcze nie spała. Myśli na chwilę odeszły, a na ich miejsce przyszły marzenia. Przeróżne historie tworzyły się w jej głowie. Te idealne, piękne, w których jej życie jest dobre, a u jej progu kroczy zakochany w niej mężczyzna. Jest też dramatyzm, jakieś wydarzenie, które dotyka jej fikcyjną postać. Czasem ona umiera, a czasem nie. Jej wyobraźnia wchodząc na ten wyższy poziom, najbardziej rozległy, wiernie oddaje rzeczywistość, tylko ją ulepszając, wplątując w nią miłość – tą najbardziej dziwną, może nawet niemożliwą. A wraz z nią przewijają się różne postacie, uczucia i namiętności.
Tak, to był jej idealny świat. Świat, który sama tworzyła. Świat, w którym tak bardzo chciała żyć.
W końcu usnęła. Sny przewijały się przez jej umysł, jednak nie dane jej było ich wszystkich zapamiętać, a szkoda, bo były wyjątkowo piękne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz